SCENA NA DOLE, CZYLI NA CZWORAKACH
Otworzyłem teatr. Mała scena. Widownia jednoosobowa, pierwszy rząd, najczęściej w pozycji leżącej. Artyści w zasięgu ręki... choć łatwo nie jest, gdyż ręka musi być spokojna i długa. Czasem ponadprzeciętnie. Nie wszystkich znam. Czasem trafi się znane nazwisko np. Złotook. Fotogeniczna bestia. Trudno o wieloobsadową sztukę, chyba że w pobliżu mrowisko. W scenach zbiorowych zachwyca determinacja rozedrganej gromady w ciągłej pogoni za kęsem czegokolwiek. Omdlały konik polny czy upadły motyl potęgują dramat odchodzenia.
Scena na Dole.
Nieduża, do połowy zalana słońcem leśna polana, z wysokimi trawami na obrzeżach i podsuszonym
mchem pośrodku. Teatrzyk Ogrodowy ze Sceną pod Krzakiem, pod Korą, pod Zeszłorocznym
Liściem.
Spektakle odbywają się codziennie przy naturalnym oświetleniu od wschodu do zachodu. Uwagę przykuwa
ciągły ruch między zeszłorocznym igliwiem, zeschłymi liśćmi, przebijającymi się drobniutkimi źdźbłami, miniaturowymi kwiatkami na krótkich łodyżkach.
Nabuzowane trzmiele patrolują teren, zagubiona ważka szuka bezpiecznego miejsca na wysokości, beztroskie motyle we wszystkich rozmiarach latają pozornie bez ładu i składu, raz w lewo, raz w prawo,
w górę, w dół. Nieprzewidywalne.
Przytulone do traw ćmy oczekują ciemnej strony księżyca.
Pająki, ci mistrzowie cierpliwości, producenci sieci, pogromcy latających drobinek, czyhają w bezruchu. Pajęczak kosarz przechadza się na swych długich nogach, sprawdzając otoczenie.
Cudownie lekka, gillmeria o wielu twarzach, którą czasami dopadają ataki paniki, praktycznie nie do zauważenia w czeluściach krzewów. Urzeka prostotą i skromną szatą.
Komar. Bzykająca strzykawka, to dzieło wybitnego konstruktora. Igła na długich nogach, która bezbłędnie
znajduje cel niezależnie od pory dnia. W grupie bywa natarczywy, w pojedynkę najczęściej odpuszcza
atak i czeka na okazję. Świetny gość z tego komara, niestety trudno o dialog. Zbyt zajęty sobą.
Latająca zielona mgiełka – złotooka. Pana młoda w misternej, półprzezroczystej sukni ślubnej. Zjawiskowo piękna, błyskająca złotymi oczami, bezbronna i ufna. Mnóstwo wdzięku, a przy tym taka
uległa...
Pojawia się żuczek. Nerwus i histeryk. Ciągle zmienia kierunki i ścieżki. Hamuje gwałtownie tylko po to,
żeby za moment równie gwałtownie ruszyć. A przy tym podśpiewuje, gada do siebie, czasem wychodzi mu monolog. Gonią go sprawy niezałatwione, interesy do zrobienia, pośpiech i problem, ruch i dylemat.
Scena na Dole.
Małe i duże dramaty, małe i duże radości.
Jak w życiu. Jak w życiu w poszyciu.
Nie pamiętam daty premiery, kiedy dokładnie pierwszy raz padłem na kolana, zszedłem niżej i przypadkiem
odkryłem świat, który tętni pod naszymi stopami.
Nie przypadkiem mnie zafascynował. Na czworakach, inaczej się nie da podpatrzeć i popatrzeć. Taka pozycja i również poziom dialogu. Z jednej strony obawa, ciekawość, czasem panika i ucieczka. Z drugiej pozorny spokój, zwolniony ruch, wstrzymany oddech.
Historia małego robaczka w wielkim świecie. I moja historia.
Scena na dole.
Rozmowa liryczna.
Cisza i oczekiwanie...teraz.
Dźwięk migawki.
Już.
Zapraszamy – robacy.